Muzeum w Tarnowskich Górach zakupiło kolejny obraz Marty Czarneckiej

Muzeum w Tarnowskich Górach od ponad 60 lat prezentuje bogatą przeszłość miasta i regionu. Nieustająco powiększające się zbiory obejmują również współczesną sztukę i fotografię artystyczną. Od kilku lat w kolekcji Muzeum znajduje się obraz Czarneckiej zatytułowany „6 listopada 2014 r.”, pochodzący z cyklu „Re-interpretacje”. Teraz do kolekcji dołączono również obraz pt. „18 września 2015 r., część III” z cyklu „Błędne narracje / Zdarzenia równoległe”. Artystka w obu cyklach malarskich rozwija koncepcję błędów procesu pamięciowego i tropienia śladów pamięci.

Obrazy Marty Czarneckiej pochodzące z obu cykli malarskich prezentujemy w naszej galerii online – wystarczy kliknąć tutaj.

Zachęcamy do przeczytania naszej rozmowy z Beatą Kiszel, Dyrektor Muzeum w Tarnowskich Górach, Arkadiuszem Hajdą, opiekunem Działu Sztuki oraz z artystką Martą Czarnecką.

Marta Krajenta: Czy pamięta Pani, w jakich okolicznościach trafił do Was pierwszy obraz?

Beata Kiszel: Jeżeli chodzi o pierwszy obraz Marty Czarneckiej, zatytułowany „6 listopada 2014 r.”, pochodzący z cyklu „Re-interpretacje”, to został on zakupiony przez moją poprzedniczkę – Zofię Krzykowską. Z pewnością to dzieło musiało ją czymś szczególnie urzec, kiedy zobaczyła je na tle innych prac na wystawie w tarnogórskiej  Galerii „Pod-Nad”. Bo to właśnie wtedy po raz pierwszy, ówczesna dyrektor Muzeum w Tarnowskich Górach, zetknęła się z twórczością Marty Czarneckiej. Nabywając ten konkretnie obraz do zbiorów muzealnych Zofia Krzykowska z pewnością nie tylko kierowała się rozległą wiedzą historyka sztuki, ale również intuicją, bo dostrzegła w młodziutkiej artystce niebywały potencjał. Warto w tym miejscu podkreślić, iż w tym czasie nie funkcjonowała w Muzeum w Tarnowskich Górach Komisja Pozyskiwania Zbiorów. Zatem decyzja była jednoosobowa.

Obraz Marty Czarneckiej “6 listopada 2014 r.”, 100 x 120 cm, olej na płótnie, 2015. Z kolekcji Muzeum w Tarnowskich Górach.

Marta Krajenta: Dlaczego zdecydowaliście się Państwo dołączyć kolejny obrazy Czarneckiej do Waszej kolekcji?

Beata Kiszel: O zakupie drugiej pracy „18 września 2015 r., cz. III” z cyklu „Błędne narracje/ Zdarzenia równoległe” zadecydował zespół pracowników merytorycznych. Jeżeli chodzi o moją opinię, to przyznaję się, że  twórczość Marty Czarneckiej urzekła również i mnie – swoim głębokim i refleksyjnym przekazem. Malowane przez nią formy nawiązują do przeszłości, którą chce ona ocalić. Można wręcz powiedzieć, że jej prace mają wiele wspólnego z tym, czym my muzealnicy zajmujemy się na co dzień. Tylko, że naszym zadaniem jest zachowanie przeszłości w wymiarze obiektywnym, a w twórczości Marty Czarneckiej ulega ona „przepoczwarzaniu”.

Marta Krajenta: Zdradzi nam Pani dlaczego Komisja Pozyskiwania Zbiorów wybrała akurat ten obraz?

Beata Kiszel: Obraz „18 września 2015 r., cz. III” wciąga widza w surrealistyczną przestrzeń. Jest w nim pewien magnetyzm, czy wręcz czujemy działanie hipnotyzujące. Może o tym wrażeniu decydują te nie do końca pasujące do siebie formy,  a może ta powykrzywiana klatka, wewnątrz której znajduje się „coś”.  Próbuje ono, z całą siłą wydostać się na zewnątrz, deformując to, co je ogranicza. Czy jest to wspomnienie, które utknęło  w zakamarkach pamięci? A może to „coś”, o czym chcemy mimo wszystko zapomnieć? Taka refleksja nasunęła mi się, kiedy pierwszy raz zobaczyłam tę pracę. Jej walory artystyczne przekonały mnie, iż właśnie to płótno powinno znaleźć się w naszych zbiorach. Cieszę się, że również wysoko oceniły ten obraz pozostałe osoby z Komisji Pozyskiwania Zbiorów, co w efekcie przyczyniło się do stworzenia maleńkiego zalążka kolekcji, póki co składającego się z dwóch płócien Marty Czarneckiej, którą mam nadzieję powiększymy w następnych latach.

Obraz Marty Czarneckiej “18 września 2015 r., część III”, 120 x 120 cm, olej na płótnie, 2017. Z kolekcji Muzeum w Tarnowskich Górach.

Marta Krajenta: W jaki sposób rozwijają Państwo kolekcję sztuki najnowszej w Muzeum w Tarnowskich Górach? Czym się kierujecie w Waszych wyborach?

Arkadiusz Hajda: Najpierw robimy rekonesans wśród lokalnych twórców – zapoznajemy się z ich umiejętnościami oraz ilością zorganizowanych wystaw, wydanych katalogów, czy wystawionych na rynku sztuki prac. Następnie, gdy wyodrębnimy grono interesujących nas artystów, prosimy ich o przesłanie portfolio z dokładnym opisem dostępnych do nabycia dzieł. Jest ono przedstawiane Komisji Pozyskiwania Zbiorów, która wybiera najciekawsze obiekty pod względem formalnym i treściowym.

Marta Krajenta: Co było dla Ciebie najważniejszą inspiracją dla powstania tych dwóch cykli malarskich?

Marta Czarnecka: Zainspirowały mnie zniekształcenia zdarzeń, jakie dokonują się w naszej pamięci codziennie i nieprzerwanie, a wynik tego ujawnia się ilekroć próbujemy przypomnieć sobie dane wy­darzenie. W psychologii kognitywnej takie znie­kształcenia nazywane są błędami, choć mówi się o tym, że mogą mieć korzystny wpływ na działanie naszego systemu poznawczego. Zatem błąd nie­koniecznie jest tutaj pojęciem pejoratywnym, lecz mimo wszystko zakłada się, że istnieje w opozycji do prawdy. Jednak prawda jest bardzo relatywna i subiektywna. Trudno okre­ślić, co należy uznać za tę właściwą wersję zdarzeń. Być może taka nie istnieje…

Marta Krajenta: Obrazy z cyklu „Re-interpretacje” uzupełniają się ze sobą w sposób linearny. Zestawione razem opowiadają pewną historię. Postaci z obrazów patrzą na siebie nawzajem, czy wchodzą sobie wzajemnie w malarskie kadry. Wyeksponowane osobno są tylko momentem, robią się jeszcze bardziej odrealnione. Charakterystyczne dla tego cyklu są również przyprószone kolory, jakby celowo przez Ciebie redukowane.

Marta Czarnecka: Ten cykl stanowi próbę re-konstytucji moich wspomnień poprzez zestawienie na jednej płaszczyźnie płótna elementów kilku różnych wydarzeń, zarejestrowanych wcześniej na fotografiach. Sytuując te fragmenty w nowym „środowisku” stwarzam pretekst do ewolucji znaczeń. W ten sposób czas przestaje być liniowy, zostaje zaburzony jego porządek. Powstaje zupełnie nowa, odrębna historia, nadająca tym wspomnieniom świeży kontekst, hierarchię, zależności bądź okoliczności. Każde zdarzenie znajduje swoje odbicie w kolejnym, buduje wespół z innymi nieustannie rozrastający się splot. Na pozór nie mające nic wspólnego ze sobą postacie, przestrzenie (obciążone swoją odrębną przynależnością do konkretnej sytuacji czy daty) zaczynają tworzyć razem spójną całość, jak gdyby od zawsze istniała pomiędzy nimi jakaś ścisła relacja. Ograniczenie palety barw oraz wyciszenie kontrastów miało na celu zbliżenie malarskich kadrów do sposobu odczuwania własnej przeszłości. Wspomnienia można przyrównać do wytartych, nieostrych i zamglonych pejzaży, które najpierw rozpraszają się i blakną, aby ostatecznie przyjąć formę niemożliwego do odczytania tła.

Marta Czarnecka portretNa zdjęciu Marta Czarnecka.

Marta Krajenta:  Natomiast obrazy z  cyklu  „Błędne narracje / Zdarzenia równoległe” są bardziej surrealistyczne w wyrazie. Zapisy pamięci są tu sprowadzone do konkretnych obiektów, które wyraziście kreślisz i konturujesz na czystym, białym tle. Przyglądamy się im jak w laboratorium.

Marta Czarnecka: Można powiedzieć, że namalowane formy są elementami przeszłości, która właśnie ulega wiecznemu przepoczwarzaniu. Zanurzam się w tym procesie, po czym chwytam te nadgryzione zębem czasu fragmenty i przenoszę na płótno, starając się ocalić je od zapomnienia. Przyglądam się ich transformacji i tworzę z nich zdekonstruowane kompozycje czy burzące się historie, ale także powołuję do życia alternatywne światy. Rzeczywiście mój warsztat przypomina laboratorium. Tkanki czy bakterie zastępuję tutaj składowymi zdarzenia, które rozwarstwiam, zamieniam na czynniki pierwsze i badam ich relacje budując malarskie układy.

Marta Krajenta: Zdradzisz nam trochę na temat projektu, nad którym obecnie pracujesz, co zaprezentujemy we Flow Art House w 2021 roku? To będzie jeszcze inna narracja…

Marta Czarnecka: Obecnie zajmuję się cyklem malarskim, który zatytułowałam „Symbiotyczne obiekty-zdarzenia”. To kontynuacja poprzedniej myśli, ponieważ nadal tematem przewodnim są fragmenty minionych wydarzeń. Jednak teraz przyjmują one formę półtransparentnych śladów i nawarstwień, przez co analizowane przedmioty stają się jeszcze mniej czytelne, pokawałkowane i rozczłonkowane. Tutaj chyba jeszcze trafniejsze okaże się skojarzenie z laboratorium, gdyż patrząc na te malarskie realizacje można zobaczyć formy podobne do podświetlonych preparatów na szkiełkach badanych pod mikroskopem. Sztuczne przedmioty na moich obrazach obrastają włoskami, absorbują barwę skóry i organów wewnętrznych, a naniesiony pędzlem wypukły rysunek w dotyku przypomina blizny. Upraszczając, powracam do znanego od wieków tematu martwej natury, lecz ukazuję jeszcze inny sposób jej widzenia.

Marta Krajenta: Dziękuję serdecznie. Następnym razem zdradzimy jeszcze więcej… Tymczasem zapraszamy do okrycia prac artystki w naszej galerii online.

 

Dodaj komentarz