Rytm, zagęszczenie, równowaga, kompozycja, siła struktury używanego materiału, jego wewnętrzny blask. Sztukę Katarzyny Piątek cechuje surowość, ograniczenie środków wyrazu i monochromatyczność. Artystka stara się wydobywać jak najwięcej wartości z używanych materiałów – naturalnego lnu i płótna, drewna czy metalowych zszywek. Wyszywa świat. Składa hołd naturze.
Zachęcamy do przeczytania rozmowy z artystką oraz do obejrzenia jej prac w naszej galerii online.
Marta Krajenta: Jesteś absolwentką szkół plastycznych w Zakopanem, studiowałaś na Akademii w Krakowie, a ostatnio ponownie wróciłaś w góry i do Zakopanego, by rozpocząć tam swoją przygodę pedagogiczną. Opowiedz nam proszę o swoich doświadczeniach. Jak magia tego miejsca wpływa na Ciebie, na to jak żyjesz i jak tworzysz?
Katarzyna Piątek: Zakopane miało na mnie ogromny wpływ w czasie, kiedy tam się uczyłam. Nie tyle samo miasto ile ludzie, których poznałam. Był to mój pierwszy kontakt z artystami, których cenię do dzisiaj. Na to jak się czujemy w danym miejscu, mają wpływ przede wszystkim ludzie, a ja miałam szczęście do dobrych ludzi i wspaniałych artystów w swoim życiu i myślę, że mam to szczęście do teraz. Przede wszystkim wyniosłam stąd to, co najważniejsze w sztuce, czyli szczerość i autentyczność. Jakbym zauważyła, że przestaję być szczera ze sobą, przestałabym tworzyć. Dużo energii dodają mi wyprawy górskie, do lasu czy nawet spacery po mieście, ale tylko wtedy kiedy wiadomo, że nie będzie tłumów. Właściwie wszędzie, nie szukając specjalnie, można dostrzec coś pięknego i inspirującego. Tu jest blisko do natury i do moich ukochanych gór. Tu znajduję również ciszę, która jest bardzo ważna dla mojego procesu twórczego. Czuję, że na ten czas w moim życiu jestem w dobrym miejscu.
Na zdjęciu Katarzyna Piątek.
Marta Krajenta: Czemu natura jest Ci tak bliska, że postanowiłaś zadedykować jej swoją sztukę?
Katarzyna Piątek: Myślę, że natura to największy dar i największe piękno, jakie mogliśmy dostać. Otrzymaliśmy od niej wszystkiego w nadmiarze, a teraz staramy się ocalić to, co jeszcze się da. Można tak powiedzieć, że dedykuję swoją sztukę naturze, jednak nie staram się jej oddać realnie w pracach, ponieważ wydaje mi się, że jest zbyt doskonała, żeby to było możliwe. Nie chcę też, aby moje prace w oczywisty sposób ją kopiowały. Jeśli zainspiruje mnie jakiś mały fragment natury – mrowisko, igły, czy sucha trawa to staram się to raczej oddać w sposób maksymalnie uproszczony. Ciekawi mnie, co jeszcze odbiorcy zobaczą w moich pracach i jakie emocje one w nich wywołują. Jako ludzie różnimy się pod względem wrażliwości i ja oczywiście mam do tego ogromny szacunek. Czasem poznaję osoby, które w kontakcie z moją sztuką potrafią odczuć emocje w ten sam sposób co ja, w czasie kiedy obraz powstawał i to jest dla mnie niesamowite. Mam wtedy wrażenie, że ktoś przeszył mnie wzrokiem na wylot i zrozumiał. Lubię te momenty.
Marta Krajenta: Od kilku lat obserwujemy bardzo odczuwalny zwrot ku naturze. Twoja twórczość pięknie wpisuje się i podbija ten trend. Rezygnujesz z pigmentu na rzecz monochromii, wykorzystujesz naturalne materiały i kunszt tkacki – jak narodził się ten pomysł w Tobie i skąd takie umiejętności?
Katarzyna Piątek: Podstawą do późniejszych obrazów z wykorzystaniem płótna były prace na papierze. Są dla mnie równomierne i tak samo ważne jak obiekty czy obrazy. Cały czas rozwijam geometryczny i minimalistyczny sposób rysowania. Zależy mi na tym aby do każdego z moich projektów włączać również cykl rysunkowy. Pierwszą pracę „szytą” zrobiłam na konkurs poświęcony prof. Januszowi Orbitowskiemu, który również zainspirował mnie swoją bardzo ascetyczną sztuką. Sięgając jak najdalej wstecz, już na trzecim roku moje malarstwo szło w bardziej abstrakcyjną i syntetyczną stronę. Zrezygnowałam z koloru, ponieważ zależało mi na ujednoliceniu mojego malarstwa z rysunkiem i na spróbowaniu pracy w innym materiale. Linię na papierze zastąpiłam linią ze sznurka lnianego – tak rozpoczął się rozwój monochromatycznych obrazów. Umiejętności „tkackie” przyszły razem z powstawaniem prac. Metodą prób i błędów w końcu udało mi się dojść do poziomu estetyki, który jest dla mnie satysfakcjonujący.
Rysunek “Ukryte IV”, 70 x 50 cm, cienkopis na papierze, 2020
Marta Krajenta: Jak powstają Twoje obrazy?
Katarzyna Piątek: Wszystkie obrazy, które robię powstają bardzo długo. Czasem mam opory przed rozpoczęciem pracy, ponieważ wiem jak długo to będzie trwało i jak długo będę przebywać z nimi sam na sam. Kiedy już zaczynam pracę jestem w maksymalnym skupieniu, muszę być sama, ale rzadko kiedy tworzę w kompletnej ciszy. Zawsze mam włączoną konkretnego rodzaju muzykę, głównie instrumentalną, lub audiobooki czy wykłady, których najlepiej mi się słucha podczas pracy nad obrazami. Raczej staram się nie odrywać od tworzenia na dłużej niż dwa dni. Jeśli już coś zaczynam to muszę to skończyć, nie lubię wracać po długim czasie do starych, nieskończonych prac.
Marta Krajenta: Jak planujesz swoje obrazy?
Katarzyna Piątek: Od pewnego czasu planuję je głównie cyklami. Nigdy nie są to bardzo szczegółowe projekty, raczej ogólny szybki zarys, który ma za zadanie tylko przypominać mi o tym, co mi wpadło do głowy. Jeśli czegoś nie zapiszę to bardzo prawdopodobne, że szybko o tym zapomnę. Nie lubię też robić zbyt dokładnych „wizualizacji” obrazów, ponieważ sama chcę też mieć jakiś element zaskoczenia efektem końcowym. Bardzo często podczas pracy nad obrazem zdarzy się jakiś błąd, coś nieoczekiwanego, co później wykorzystuję, jako inspirację do kolejnych obrazów. Chciałabym też przytoczyć tutaj cytat Bohumila Hrabala, który trafnie rozjaśnia to, co jest dla mnie niezwykle ważne: „Ja zawsze na to cierpiałem, na głęboką melancholię, ale ta melancholia jest, o czym dowiadujemy się od pana Jaspersa, kategorią graniczną. Ten nastrój to coś niezmiernie płodnego, bo wprawdzie jest się samemu, ale to jest taka euforyczna samotność, można nawet powiedzieć, że jest to stan pożądany i często wywoływany sztucznie za pomocą alkoholu – ten spleen, melancholia, ponieważ w tym stanie jest się najbliższym dostąpienia czegoś, co nazywa się objawieniem. Naraz coś się zaczyna dziać, objawia się panu jakaś myśl, której mógł się pan spodziewać, tylko będąc pogrążonym w melancholii. Coś, czego nie znajdzie pan w jakimś hopsasa, w radosnym nastroju. Znajdzie pan to w ciszy, w głębinach melancholii.”
Obraz “Niknienie V”, 56 x 41 cm, płótno lniane, technika własna, 2020
Marta Krajenta: Ogromną wartość dla widza stanowi medytacyjny walor Twoich obrazów. Zdaje się, że dla Ciebie ich tworzenie to również medytacja?
Katarzyna Piątek: Tak, monotonna i długa praca nad obrazem pozwala mi doznać czegoś w rodzaju medytacji, oderwania od tego, co na zewnątrz, jak i wewnątrz.
Marta Krajenta: O czym one są? Co przedstawiają?
Katarzyna Piątek: Rytm, zagęszczenie, równowaga, kompozycja, siła struktury używanego materiału – jego wewnętrzny blask. Moje obrazy cechuje surowość, ograniczenie środków wyrazu i monochromatyczność. Zależy mi na wydobyciu jak najwięcej wartości z używanych materiałów. Do tej pory były to surówki lniane, płótno naturalne, drewno czy metalowe zszywki. Dzięki światłu obrazy zyskują własną trójwymiarowość, stają się przestrzenną płaskorzeźbą. Skupiam się na tworzeniu cykli prac, kompozycji, przestrzeni, zagęszczeniu linii. Są to prace o charakterze czysto-formalnym. Lubię słuchać, co w moich obrazach widzą inni, porównując to ze swoimi skojarzeniami. Bardzo ważne są dla mnie komentarze odbiorców i konfrontacja z czyimiś odczuciami względem moich prac. Sztuka jest swego rodzaju konwersacją, dzięki niej możemy poznać czyjąś wrażliwość i tylko od nas zależy czy ją zrozumiemy. „Ludzie mogą poznać Cię tak głęboko, jak sami poznali siebie” – jest to bardzo mądre stwierdzenie i myślę, że dotyczy to również sztuki.
Kadr z jednej z wystaw artystki. Po prawej prace z cyklu “Odkształcenie“.
Prace “Odkształcenie III” i “Odkształcenie II“.
Marta Krajenta: Czyja twórczość Cię inspiruje i dlaczego? Kto jest Twoim mistrzem?
Katarzyna Piątek: Niezmiennie od wielu lat najważniejszym dla mnie artystą jest Vincent van Gogh. Bardzo ważny dla mnie jest nie tylko pod względem samych obrazów, ale całościowo, jako człowiek, którego mogłam poznać jedynie za pomocą książek. Wzrusza mnie jego pokorna postawa wobec życia i własnej twórczości. Jego obrazy są pełne życia i nostalgii jednocześnie. Natomiast twórcy, z którymi mam jakieś powiązania estetyczne i których cenię to Katarzyna Józefowicz, Stanisław Fijałkowski, Ryszard Otręba, Roman Opałka, Hans Hartung, Lucio Fontana, Mark Rothko, Alberto Burri.
Marta Krajenta: Czyja twórczość spośród artystów zrzeszonych z Flow Art House podoba Ci się najbardziej i dlaczego?
Katarzyna Piątek: Już od jakiegoś czasu bardzo cenię sobie twórczość Juliusza Kosina, przede wszystkim za minimalizm i siłę koloru w jego obrazach. Szczególnie cykl „Wzgórza” jak i „Płonący” są wręcz hipnotyzujące. Uproszczenie i zgeometryzowanie rzeczywistości w obrazach Julka jest znakomicie wyważone, na żywo przy tych pracach chcę się na dłużej zatrzymać i myślę, że jest to jeden z czynników, po którym poznaję, że patrzę na coś wyjątkowego. Drugim takim czynnikiem jest poczucie potrzeby tworzenia w momencie oglądania czyjejś pracy. Na pewno bardzo bliskie estetycznie są mi prace Katarzyny Jarząb. Jej prace również cenię za minimalizm, konsekwencję i przepracowanie podjętego tematu prac. Bardzo podoba mi się oszczędne użycie koloru oraz delikatność i ulotność w pracach Kasi. Myślę, że o podobnej estetyce i wrażliwości są również prace na papierze Konrada Peszko. Te prace, podobnie jak dwóch poprzednich osób cenię za prostotę i syntezę form, które przedstawia na swoich rysunkach i obrazach. Kolejną osobą, której prace przykuły moją uwagę, jest Johanna-Josefina Alanko i jej cykl ceramiczny „Jajka świata”. Niesamowicie podoba mi się pomysł przedstawienia w tej formie elementów świata, wyobrażonych przez artystkę. Są bardzo intrygujące i działające na wyobraźnię, w dodatku piękne kolorystycznie. Fotografie Natalii Miedziak-Skoniecznej także należą do moich ulubionych. Podoba mi się, że artystka przedstawia na nich postać w symbiozie z naturą i robi to w tak prosty, a mocny sposób – niczego nie ulepszając, pozostawiając piękno samo w sobie. Rzeźba Beaty Szczepaniak pt. „Wazon rozczarowany swoją funkcją” absolutnie mnie urzekła i przekonała do tego, że to miejsce może gromadzić bardzo ciekawych i inspirujących ludzi. Ze swojej strony chciałam podziękować za zaproszenie mnie do Flow Art House, jest mi bardzo miło, że moje prace mogły się tu również znaleźć.
Marta Krajenta: Ja również dziękuję i nie mogę się doczekać kolejnych Twoich projektów.