Pomiędzy figuracją a abstrakcją – rozmowa z Martą Czarnecką-Tokarz

Wystawa malarstwa Marty Czarneckiej – Tokarz pt. „Księżyc zaplatał się w moim ogrodzie” potrwa od 16 września do 13 listopada.  Prezentowaną na wystawie ofertę prac można obejrzeć również w naszej galerii online.

Zebrane na wystawie obiekty grają symbolem księżyca, by zwrócić uwagę na różne perspektywy widzenia i konteksty. Projekt odnosi się do wątków autobiograficznych artystki i bazuje na bardzo osobistych skojarzeniach, lecz myśl przewodnia, która się za nim kryje, jest całkowicie uniwersalna. Szczególnie dzisiaj, kiedy dochodzi do mnożenia się kolejnych podziałów, potrzebujemy widzieć w rzeczywistości możliwość połączeń i odniesień, które pozwolą nam spojrzeć na świat, jako na spójne i niekończące się kontinuum.

Obraz “16 stycznia 2019 r.”, olej na płótnie, 150 x 190 cm, 2020

Marta Krajenta: Jaką przyjęłaś koncepcję dla tego cyklu prac?

Marta Czarnecka-Tokarz: Swoje malarstwo opieram na wykonanych przeze mnie fotografiach, odtwarzając na płótnie ich fragmenty. Ze szczątków kilku zdarzeń zarejestrowanych przez aparat tworzę jeden obraz, zupełnie nowy obiekt-zdarzenie. Moja praca twórcza opiera się na założeniu, że mechaniczne działanie aparatu fotograficznego nie jest w stanie ukazać jedynej słusznej prawdy o rzeczywistości. Innym sposobem patrzenia jest próba odrzucenia uproszczeń, których domaga się nasz umysł i spojrzenia na świat, jako na wciąż nadbudowującą się i relacyjną ciągłość. Na co dzień postrzegamy przedmioty jako odrębne obiekty posiadające określone funkcje i nazwy oraz należące do konkretnych kategorii. Jednak istnieje jeszcze drugi rodzaj widzenia, który pozwala na dostrzeżenie tworzących się pomiędzy przedmiotami relacji. Odnajdujemy wtedy w ich konfiguracjach pewien porządek, a one same zdają się władać nieznanym nam dotąd językiem. Przez chwilę wzrasta w nas nadzieja na to, że uda się posklejać tą pokawałkowaną, fantomową rzeczywistość.

Marta Krajenta: W swojej twórczości posługujesz się niejako dwoma mediami: malarstwem i fotografią. W czym pomaga Ci fotografia?

Marta Czarnecka-Tokarz: To wynika z tego, że dużo fotografuję i w ten sposób zbieram fotorelację z różnych miejsc, w których przebywam. Głównie jest to dokumentacja przestrzeni i przedmiotów. Kiedy przeglądam później swoje foldery ze zdjęciami, poszukuję w nich połączeń, nawiązujących do siebie elementów poprzez ich kształt, strukturę, kontekst czy charakter. Drukuję sobie parę wybranych fotografii, które składają mi się w głowie w jeden projekt, rozkładam je przed sztalugą i na ich bazie buduję kompozycję obrazu. Zależy mi na ukazaniu rzeczywistości jako wielopłaszczyznowego kontinuum, stąd zawsze używam kilku zdjęć i buduję z nich nową formę, która zawiera w sobie parę odniesień do rożnych czasów i przestrzeni. W ten sposób podważam linearny sposób odczuwania świata. Zapis fotograficzny ułatwia mi dokładne odzwierciedlanie kształtów przedmiotów w moim malarstwie, co jest dla mnie niezwykle istotne, ponieważ dzięki temu namalowane wizerunki są dla mnie wiarygodne. Moje obrazy plasują się na granicy figuracji, ze względu na ich realne odniesienia, oraz abstrakcji, gdyż przez obraną metodę dla odbiorcy stają się trudne do zidentyfikowania.

Obraz “1 kwietnia 2017 r.“, olej na płótnie, 120 x 160 cm, 2019

Obraz “24 października 2014 r.“, olej na płótnie, 120 x 100 cm, 2019

Marta Krajenta: Tytuły Twoich prac, które stanowią konkretne daty z przeszłości, to też odniesienia do fotografii?

Marta Czarnecka-Tokarz: Tak, datę do tytułu obrazu zapożyczam z tej fotografii, z której czerpię najważniejszy element do obrazu. To dla mnie istotne, aby podkreślić, że każda z prac odnosi się bezpośrednio to konkretnego punktu z przeszłości.

Marta Krajenta: A kolor jak dobierasz? Czy on jest również zainspirowany przez fotografię czy to już wynik fantazji, czy też efekt zapisu w pamięci?

Marta Czarnecka-Tokarz: Czasami kolor jest wynikiem próby oddania atmosfery sfotografowanego miejsca. Na przykład dla obrazu „8 kwietnia 2017 r.” wybrałam barwę niebieską, niemal ultramarynową, ponieważ namalowane formy to fragmenty opuszczonej Fabryki Porcelany w Katowicach. Ten kolor wydawał mi się właściwy dla odtworzenia ducha wspomnianej przestrzeni prawdopodobnie przez skojarzenie z ręcznie malowanymi, ultramarynowymi kwiatami na ceramicznej zastawie mojej babci. Dodatkowo praca, przez użyte do niej medium, mocno się błyszczy, co też można odnieść do charakterystycznego szkliwienia w porcelanie. Na obrazie nie znajdziemy jednak filiżanek, talerzy czy zgrabnego dzbanka na herbatę, lecz porzucone przedmioty, które znalazłam wtedy w fabryce. Była to niezbyt oczywista dla tego miejsca sterta puszek po piwie, wieszak z kraciastymi koszulami i pałętająca się po podłodze wełna szklana.

Obraz “8 kwietnia 2017 r.“, olej na płótnie, 120 x 100 cm, 2020

Innym razem kolor jest rezultatem nawiązania do poprzednich prac z cyklu, nad którym obecnie pracuję albo po prostu wyrazem naglącej potrzeby użycia danego odcienia, być może przez emocję czy aurę, która aktualnie mi towarzyszy, a może jeszcze z jakiegoś innego, nieuświadomionego powodu.

Marta Krajenta: A księżyc, jako główny bohater tego cyklu prac, kiedy przyszedł do Ciebie?

Marta Czarnecka-Tokarz: Tą inspirację przywiozłam z podróży na Wyspy Zielonego Przylądka. Najbardziej zaskakującym punktem mojego pobytu niedaleko równika był wieczorny spacer alejką hotelową. Wtedy właśnie spojrzałam w niebo, a moim oczom ukazał się księżyc, który tak często obserwowałam ze swojego okna tarasowego. Nagle okazało się, że wszystko, co wiem o księżycu, kompletnie się odwróciło, dosłownie. Znajomy mi pionowy rogalik przyjął formę uśmiechu. Niby każdy z nas, mając podstawową wiedzę o astronomii, zdaje sobie sprawę z tego, że z innego miejsca na Ziemi księżyc musi wyglądać inaczej, jednak to, co widzimy na co dzień, tak bardzo bierzemy za pewnik, iż zapominamy o tej relatywności. Gdyby ktoś kazał mi namalować księżyc, prawdopodobnie nigdy nie pomyślałabym, aby ustawić go w kierunku poziomym. Ten obraz tak mocno mnie uderzył, że postanowiłam namalować serię prac odnoszących się do księżyca, jako symbolu, którego wizerunek różni się w zależności od przyjętej perspektywy.

Marta Krajenta: I te różne perspektywy widzimy i odczuwamy oglądając wystawę, bo na każdym z obrazów księżyc wygląda zupełnie inaczej.

Marta Czarnecka-Tokarz: Na obrazie „16 stycznia 2019 r. ”cz. IV zanotowałam kształt księżyca w fazie, gdy jest on w większej części zaciemniony i przypomina literę C. Naniosłam na niego wypukłe linie, wyglądem przypominające drobne gałęzie drzew, które przysłaniają mi formę księżyca, kiedy patrzę na niego z mojego mieszkania. To płótno jest okrągłe. Obraz z założenia nie posiada góry ani dołu, lecz można nim dowolnie obracać, w wyniku czego może naśladować zarówno naszą perspektywę, jak i mieszkańców równika. Obraz „16 stycznia 2019 r.” cz. III przedstawia księżyc w pełni, namalowany na płótnie prostokątnym, gdzie gałęzie są już na tyle zagęszczone i czytelne, iż prawie całkowicie przysłaniają i gubią jego oblicze. Skala uległa tutaj powiększeniu, w wyniku czego drobne linie z poprzedniej wersji, zamieniają się w rzeczywistych rozmiarów wici.

Ujęcie na wystawę i obrazy:
“16 stycznia 2019 r.” cz. I, olej na płótnie 120 x 100 cm, 2021
“16 stycznia 2019 r.” cz. II, olej na płótnie 120 x 120 cm, 2021
“16 stycznia 2019 r.” cz. III, olej na płótnie 120 x 90 cm, 2021
“16 stycznia 2019 r.” cz. IV, olej na płótnie 40 x 40 cm, 2021

Druga część „16 stycznia 2019 r.” jest już daleko idącą interpretacją księżyca jako koła czy kuli. Praca przedstawia bałwana, którego, jak wiadomo, zwykle budujemy z trzech, dość nieregularnych kul śniegowych. W tle znajduje się typowy pejzaż leśny, a właściwie zbiór rozgałęzień, który niczym dym, wylatuje z głowy śnieżnej postaci. To konstrukcje drzew, które są nawiązaniem do wspomnianych wyżej dwóch, pozostałych części. Na zdjęciu, z którego korzystałam podczas malowania, bałwan (prawdopodobnie w wyniku topnienia śniegu) nie posiadał twarzy, a jedyne co po niej zostało, to dziura po marchewce, która spadła na ziemię. Kiedy jednak dłużej patrzyłam na wykonaną przez siebie fotografię, zauważyłam, że oczy i uśmiech bałwana pojawiły się na ziemi obok niego, odwrócone do góry nogami. Nie jestem pewna czy ktoś celowo ją wyrysował patykiem, czy było to przypadkowe działanie natury bądź dzieło brodzącego w śniegu ptaka. Ten uśmiech przywołał mi na myśl kształt księżyca, jaki pojawił się na niebie na Wyspach Zielonego Przylądka. Wszystko nagle połączyło się ze sobą i tak właśnie powstała druga część projektu.

“16 stycznia 2019 r.” cz. 1 to najbardziej zagadkowa propozycja tej serii. Nadal znajdziemy na niej odniesienie do pojawiającego się wcześniej koła, które tutaj znajduje się mniej więcej w środku całej kompozycji. Na płótnie możemy zaobserwować sylwety abstrakcyjnych przedmiotów, które w wyniku podświetlenia blasku księżyca (a może już słońca) odkryły swoje wnętrzności. W górnym, lewym rogu obrazu namalowana forma to szalik bałwana z poprzedniej wersji interpretacji. Na samej górze znów pojawia się pojedyncza gałąź. Ten obraz powstał jako pierwszy z serii i dopiero po jego namalowaniu uznałam, że chciałabym uczynić tą historię bardziej zrozumiałą dla odbiorcy. Dlatego każda kolejna praca była bardziej dosłowna, aż skończyłam tą opowieść na kolistym płótnie z księżycem (części IV), którego potrafi dojrzeć już chyba każdy oglądający.

Przedłużeniem cyklu prac o księżycu jest dyptyk „30 września 2016 r.”. Tutaj już krótko opowiem, że w części pierwszej możemy odszukać białe, lekko spłaszczone koło-księżyc, które na fotografii było blatem okrągłego, plastikowego stołu, stojącego na moim tarasie, obserwowanego z okna pierwszego piętra. Natomiast w drugiej części księżyc przejawia się jako usytuowany w podobnym miejscu płótna, stopniowo rozszerzający się blask, biała poświata. Wspomniany dyptyk to nałożone na siebie elementy tarasu, zaczerpnięte z dwóch fotografii, z których jedna została wykonana w roku 2016, kiedy jeszcze na parterze mieszkali moi dziadkowie, a druga w roku 2021, czyli po mojej przeprowadzce i zmianie umeblowania. Ten przykład doskonale ilustruje mój sposób myślenia o budowaniu obrazu. Kiedy szukam w swoich fotografiach punktów wspólnych i podobieństw, zwykle dokonuję właśnie tego rodzaju porównań.

Artystka na tle obrazów:
“30 września 2016 r.” cz. I, olej na płótnie, 160 x 120 cm, 2022
“30 września 2016 r.” cz. II, olej na płótnie, 160 x 120 cm, 2022

Marta Krajenta: Od zawsze wiedziałaś, ze będziesz zajmowała się sztuką?

Marta Czarnecka-Tokarz: Chyba tak, bo od dziecka sporo malowałam i rysowałam, a mniej więcej w wieku gimnazjalnym zaczęłam marzyć o studiach na Akademii Sztuk Pięknych. Później konsekwentnie realizowałam tą wymarzoną drogę. Jednak jeszcze zdając egzaminy na Akademię nie byłam pewna czy kierunek Malarstwo to dobry wybór. Utwierdziłam się w tym dopiero na studiach. Wtedy otworzyła się moja głowa, poznałam nowe perspektywy widzenia i pokochałam malarstwo tak bardzo, że całkiem mnie pochłonęło.

Marta Krajenta: Na tyle mocno, że postanowiłaś kontynuować edukację i sięgnąć po doktorat na macierzystej uczelni. Czego Ci serdecznie gratuluję.

Marta Czarnecka-Tokarz: Doktorat zmobilizował mnie do dalszego rozwoju. Pozwolił mi też na całkowite poświęcenie się malarstwu, bo dzięki niemu nic innego mnie nie rozpraszało. Na studiach doktoranckich byłam też niejako zmuszona do głębszej analizy swojej twórczości, ponieważ moja pisemna praca doktorska miała być właśnie opowieścią o własnym malarstwie. Przez to mogłam jeszcze bardziej uświadomić sobie o czym tworzę i o czym pragnę opowiadać poprzez obrazy. Dla malarza idea nie zawsze jest oczywista i klarowna, bo wiele rzeczy dzieje się podświadomie, powstaje spontanicznie w procesie. Pisząc o swoim malarstwie, dokonuje się podsumowania, które ułatwia potem dalszą pracę.

Marta Krajenta: Podoba Ci się uczenie innych? Lubisz to?

Marta Czarnecka-Tokarz: To niesamowite widzieć jak przekazywanie własnej wiedzy i umiejętności wpływa na rozwój innych. Rola nauczyciela daje mi ogromną satysfakcję, ale też wiele sama się przy tym uczę. Myślę też, że jest mi to bardzo potrzebne jako odskocznia od ciągłego przebywania w pracowni, kiedy to pozostaję wyłącznie sama ze sobą. Jestem raczej introwertyczką i bardzo lubię takie dni kiedy przesiaduję w pracowni od rana do nocy, zapominając o wszystkim wokół. Malowanie jest dla mnie autoterapią, bo dzięki niemu, będąc sama ze swoimi myślami, układam sobie wiele rzeczy w głowie. To zresztą typowe dla mnie, że potrafię tak mocno wkręcić się w pracę, że nie czuję głodu, zimna czy niewygody i potrafię trwać w takim stanie dość długo. Przychodzi jednak w końcu taki moment, gdy te codzienne zamykanie się w czterech ścianach zaczyna wydawać się niebezpieczne, ponieważ powoli traci się kontakt z rzeczywistością, a to może prowadzić do jakiegoś rodzaju szaleństwa. Stąd wejście w rolę nauczyciela pozwala mi wrócić do świata i przewietrzyć głowę.

Obraz “8 kwietnia 2017 r.”, olej na płótnie, 150 x 120 cm, 2020

Marta Krajenta: Czego słuchasz gdy jesteś w pracowni?

Marta Czarnecka-Tokarz: Najczęściej słucham czegoś na pograniczu indie popu czy lekkiego rocka, ale zwykle są to przeróżne mieszanki. Często wracam też do hitów lat. 70., 80. czy 90. Najbardziej lubię słuchać ptaków, gdy rano budzą się i donośnie słychać je przez okno mojej pracowni. Wtedy wyłączam muzykę, ale to rzadkie chwile, bo wymaga to ode mnie pracy do wschodu słońca, a jeśli sobie na to pozwalam, niestety burzy to mój porządek dnia. Ogólnie jestem typem sowy i wraz ze wschodem mogę ewentualnie chodzić spać, ale na pewno nie wstawać.

Marta Krajenta: Co Cię inspiruje? Gdzie szukasz inspiracji? Jakie galerie i artystyczne ścieżki polecasz?

Marta Czarnecka-Tokarz: Inspiracje można znaleźć wszędzie, ale dla mnie najciekawsze są wnętrza opuszczonych fabryk, hali, budynków, gdyż namacalnie można poczuć tam działanie upływającego czasu. Przez wpływ czynników zewnętrznych na przedmioty, często stają się one również mniej oczywiste niż te, używane przez nas na co dzień. Przestajemy traktować je jako coś funkcjonalnego, a w zamian za to stają się tajemniczymi artefaktami. Ulegają deformacji, kryją się pod warstwą kurzu, zlepiają ze sobą w dziwne hybrydy, a wychodzące z podłogi rośliny zaczynają je obrastać. Można wtedy oderwać się od schematu myślenia, od nadawania nazw i kategorii poszczególnych rzeczom, ponieważ wtenczas spotykane artefakty zyskują status niezwykłych. Obserwując uporządkowane otoczenie wokół, trzeba wykonać cięższą pracę aby wyjść poza mimowolne, schematyczne traktowanie przedmiotów.

Jeśli chodzi o moje rekomendacje, na pewno mogę polecić wizytę w Gropius Bau w Berlinie. Gdy znalazłam się tam w 2019 roku przy okazji mojej wystawy indywidualnej, w muzeum Martina Gropiusa eksponowano wówczas wystawę, której tematem przewodnim był ogród jako metafora, a punktem wyjścia „Ogród rozkoszy ziemskich” Hieronima Boscha, zresztą jeden z moich ulubionych obrazów. Sam budynek już zrobił na mnie duże wrażenie, ale przede wszystkich nigdy nie spotkałam się z tym, aby gdziekolwiek w Polsce realizowano wystawy z takim naciskiem na różnorodne doznania. W Gropius Bau można było poznawać eksponaty wszystkimi swoimi zmysłami, zaczynając od wzroku, poprzez dotyk, słuch, a nawet węch. Bardzo ciekawe doświadczenie. Moja artystyczna ścieżka wciąż jest w toku, więc to pytanie na ten moment pozostawię bez odpowiedzi, w nadziei, że kiedyś znajdę na nie słowa.


Marta Czarnecka-Tokarz (ur. 1991 r.) mieszka i pracuje w Tarnowskich Górach. W 2015 roku obroniła dyplom magisterski z wyróżnieniem z Malarstwa na Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. W 2021 roku uzyskała tytuł doktora sztuki na macierzystej uczelni.

Laureatka nagród i wyróżnień, wśród nich: Nagrody Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2014), I Nagrody Prezydenta Bytomia na XV Festiwalu Sztuki Wysokiej (2014), Nagrody Marszałka Województwa Śląskiego 9. edycji Triennale Grafiki Polskiej (2015), Nagrody Galerii Miejskiej bwa w Bydgoszczy i Nagrody Pisma Artystycznego FORMAT – Promocje 2015 na 25. Ogólnopolskim Przeglądzie Malarstwa Młodych (2015), Nagrody Równorzędnej w XXII Ogólnopolskim Konkursie Sztuki im. Vincenta Van Gogha (2016), Nagrody Angelus I Przeglądu Sztuki Współczesnej Nowa Awangarda (2017), II Nagrody w III Ogólnopolskim Konkursie Malarskim im. Leona Wyczółkowskiego (2018). Ma w swoim dorobku kilkanaście wystaw indywidualnych, m.in. Konfrontacja z niedostrzegalnym (Galeria Foyer, Teatr Śląski, Katowice, 2016), Miraże / Metamorfozy (Rondo Sztuki, Katowice, 2017), Zdærzenia (Galeria Ateneum, Katowice, 2019), Zdarzenia (nie)prawdziwe (Galeria Miejska bwa, Bydgoszcz, 2019), Häutungen (Galeria Minibar, Berlin, 2019), Zawłaszczyć czas (Galeria Re:Medium, Miejska Galeria Sztuki, Łódź, 2020), oraz udział w ponad 50 wystawach i projektach zbiorowych w Polsce i za granicą.

 

1 komentarz do wpisu “Pomiędzy figuracją a abstrakcją – rozmowa z Martą Czarnecką-Tokarz”

Dodaj komentarz