Rzeźbowazony – limitowana edycja waz “Dziewczyny”

Seria „Dziewczyny” to współczesna wersja greckich waz, na których kobiety mają prawo być sobą, stworzona przez duet Gabi Strama & Paulina Puciłowska / Swawole.

Obiekty z serii „Dziewczyny” są odlewane w gipsowych formach, następnie łączone i formowane ręcznie, na koniec malowane angobą oraz zdobione metodą sgraffito. Powierzchnia niektórych została dodatkowo rzeźbiona dłutem. Szkliwione przezroczystym szkliwem, finalnie sygnowane złotem.

Marta Krajenta: Dziewczyny, jak doszło do Waszego spotkania?

Gabi Strama: Będąc kiedyś na targach dizajnu zauważyłam wystawę Pauli, formy jej prac chwyciły moje oko, napisałam do niej wtedy bezpośrednią wiadomość na Instagramie i od tego momentu rozkręciła się korespondencja między nami, a potem okazało się, że na kolejnym wydarzeniu mamy stoiska usytuowane obok siebie! Mogłyśmy poznać się lepiej i przekonać o tym, że jesteśmy otwarte na to, by zrealizować wspólny projekt. I tak, na podstawie autorskich form Pauli postanowiłyśmy zbudować rodzinę wazonów ozdobionych kobiecymi motywami, którymi posługuję się w mojej flagowej edycji pt. Dziewczyny. Wykorzystuję w niej sgraffito, prastarą technikę zdobniczą stosowaną w architekturze, która została zaadaptowana w ceramice.

Gabi Strama i Paulina Puciłowska / Swawole.

Marta Krajenta: Co Was nawzajem urzeka w Waszych solowych projektach, co wnosi każda z Was do duetu?

Gabi Strama: Ja od pierwszego zetknięcia z pracami Pauli jestem pod wrażeniem jej umiejętności tworzenia niecodziennych form i wspaniałej przestrzennej wyobraźni. Tu przejawia się architektoniczne wykształcenie Pauli.

Paulina Puciłowska: Gdy tylko zobaczyłam twórczość Gabi, koniecznie chciałam mieć coś od niej u siebie w domu. Uważam, że jej grafika jest ujmująco nienachalna, pomimo, że wprost dotyka sfery tabu – kobiece piękno w surowej, szczerej formie. Sama miałam też podejścia do kobiecych kształtów, np. przy rzeźbach cipek ze złotymi łechtaczkami. Podziwiam Gabi za jej swobodę wyrazu, którą stosuje w swojej indywidualnej twórczości i której użyczyła też naszym wazonom.

Marta Krajenta: Efektem Waszej współpracy jest kolekcja sześciu unikatowych obiektów – wazonów, z których każdy jest zupełnie inną wariacją kształtów i zdobienia. Kolekcję dopełnia sześć mniejszych obiektów. Jak powstały te dzieła?

Paulina Puciłowska: Od początku wiedziałyśmy, że nasza wspólna kolekcja będzie opowieścią o kobietach. Obie miałyśmy w swoim dorobku wiele motywów żeńskich, jesteśmy ceramiczkami i zależało nam na potraktowaniu ciała kobiety jako głównej inspiracji. Spędziłyśmy wiele godzin na rozmowach, najpierw zdalnie, następnie w Atelier, prowadząc burze mózgów i generując mnóstwo szkiców. Tak zarysował się koncept kolekcji rzeźb-wazonów o abstrakcyjnych kształtach, bazujących na geometrycznych modułach, które przywodzącą na myśl kobiece krągłości. Ich powierzchnie miały pokrywać grafiki nagich kobiet w luźnych, pewnych siebie pozach.

Gabi Strama: Wszystkie obiekty powstawały z mniejszych form, modułów, które Paula ręcznie połączyła w sześć różnych, oryginalnych kształtów. Najbardziej skomplikowane wazony składają się z pięciu, a te mniej z dwóch części. Gdy byłyśmy już zadowolone z uzyskanych form, ręcznie malowałam figury kobiet metodą sgraffito, czyli tak jakby w negatywie. Zarys figur wydrapywałam w pomalowanej na czarno powierzchni gliny przed jej wyschnięciem, odkrywając kontrastowy kolor warstwy gliny spod spodu. Na niektórych wazonach tło wokół figur dodatkowo żłobiłam drobnym dłutem, tworząc chropowatą i bardzo wyrazistą powierzchnię.

Paulina Puciłowska: Tak przygotowane wazony wypaliłyśmy na tzw. biskwit w temperaturze 900 °C przez około 24 godziny. Wszystkie wazony zostały pokryte szkliwem wewnątrz, natomiast zewnętrze niektórych z nich zdecydowałyśmy się pozostawić surowe, odsłaniając szorstki charakter gliny. Drugi wypał, wiążący szkliwo z ceramiką, odbył się w temperaturze do 1070 °C przez ponad 30 godzin. Trzeci wypał w temperaturze 700 °C, przeznaczony dla złota, którym ręcznie ponumerowałam wszystkie prace, to ostatni etap procesu tworzenia, który zajął około 20 godzin. Każdy obiekt był w piecu trzy razy, a łączny czas wypału trwał ponad 75 godzin.

Unikatowe wazy z serii “Dziewczyny”.

Marta Krajenta: Co się wtedy czuje? Jakie emocje towarzyszyły Wam, gdy odliczałyście ten czas?

Gabi Strama: Dla mnie to zawsze mieszanka adrenaliny ale i takiego jakiegoś wewnętrznego spokoju – bo wiem, że niczego już nie zmienię, co ma być to będzie!

Paula Puciłowska: Gdy zamykam piec i wciskam przycisk start – jestem pełna satysfakcji po wielu godzinach pracy. Gdy dzień lub dwa później go otwieram – nie mogę się już doczekać. Ale oprócz ekscytacji, czuję lekki niepokój, czy na pewno wszystko się udało i nic nie pękło w piecu. Przeważnie praca nad jednym obiektem trwa trzy, cztery tygodnie, jestem w tym czasie już bardzo z nim związana i jest mi przykro, gdy na koniec coś nie wychodzi.

Marta Krajenta: Jaką historię opowiadają Wasze „Dziewczyny”?

Gabi Strama: Tworząc kolekcję myślałyśmy o formach, poprzez które nawiązujemy do różnych sylwetek kobiet. Dlatego każda jest inna, unikatowa, niedoskonała – celowo nie starałyśmy się zachować idealnej symetrii. Pozy kobiet, które zdobią obiekty, również zachowują bardziej współczesny, frywolny charakter, często uciekając od utartego kanonu elegancji, grzecznych i wysmakowanych postaw, w stronę zwyczajności, zmysłowości, naturalności. Lubimy myśleć, że to taka aktualna wersja greckich waz, w której kobiety mają prawo być sobą, bez zbędnej pruderii i zachowawczości, pozwalając sobie na szukanie granic swojej kobiecości i seksualności.

Paula Puciłowska: Zdecydowanie wierzymy, że teraz jest czas na szczery i otwarty dialog o ludzkim ciele, o potrzebie bycia sobą i doceniania siebie takimi, jakimi jesteśmy. W czasie pracy nad naszą kolekcją nosiłam w brzuchu moją córkę i bardzo chciałabym, aby świat, na który przyjdzie, pozwalał jej być sobą.

Marta Krajenta: Projekt realizowałyście w hamburskiej pracowni Pauliny. Jak wspominacie ten czas?

Gabi Strama: Jechałam tam z pewną obawą: co będzie jak się nie zgramy? Nie poczujemy? Nic fajnego razem nie wymyślimy? Szybko się jednak tego pozbyłam. Cieszę się, że zaryzykowałam! Teraz mam apetyt na więcej!

Paula Puciłowska: Gdy razem z Maćkiem, moim mężem, otwieraliśmy Swawole Atelier, marzyliśmy o przestrzeni, która będzie stanowiła twórczy tygiel, kreatywny warsztat dla nas i naszych przyjaciół. Mimo, że zaczynaliśmy w środku pandemii, udało się rozpocząć kilka współprac i poznać inspirujące osoby. Z natury jesteśmy bardzo gościnni, cieszymy się na każde odwiedziny i zrobiliśmy wszystko, by Gabi poczuła się jak w domu. Natychmiast zaczęłyśmy się dogadywać – z tak fajną dziewczyną nie mogło się nie udać! Świetnie nam się wspólnie pracowało, zwiedzało, gotowało, a nawet prowadziło łączone warsztaty ceramiczne. To były tylko trzy tygodnie, ale już planujemy kolejne spotkania.

Marta Krajenta: Paula, zdradź nam proszę jak Ci się mieszka i tworzy w Hamburgu. Jaka jest Twoja hamburska publiczność? Czym się kierują klienci przy doborze obiektów?

Paulina Puciłowska: Motto Hamburga mówi, że to najpiękniejsze miasto Świata. Z uroczymi kamieniczkami, mnóstwem zieleni i wody oraz otwartymi mieszkańcami, można powiedzieć, że coś w tym jest. Pełną jego nazwą jest Wolne Hanzeatyckie Miasto Hamburg i to słowo Wolne często się przejawia w wielu warstwach życia publicznego. Gabi narysowała na naszej witrynie ogromne grafiki nagich dziewczyn, na ścianach wiszą moje wielkie rzeźby wulw, których zdjęcie opublikowała Niemiecka gazeta. Nikt nigdy nie zwrócił mi uwagi za obsceniczność czy ekstrawagancję. Prowadzenie Atelier, w którym organizujemy różne warsztaty i imprezy, daje nam możliwość poznać bardzo różnorodne osobowości. Mamy w ścianie półkę na sto kubków, gdzie zawsze stoją najróżniejsze wzory. Ludzie potrafią nawet godzinę zastanawiać się nad wyborem. Zdarza się na przykład, że starsza, elegancka para wybiera sobie cały zestaw kubeczków ozdobionych złotymi cipeczkami. Otrzymujemy też zamówienia z praktycznie całego świata i z ciekawością obserwujemy, jak różnią się gusta użytkowników ceramiki w Polsce, Niemczech, w Amerykach czy w Azji. Nadal jeszcze tego nie rozgryźliśmy, ale dostrzegamy pewne wzory, na przykład w krajach Arabskich złoto zarezerwowane jest dla ozdób, nie wolno nim pokrywać obiektów użytkowych, dlatego nie wysyłamy tam kubków do kawy ze złotem.

Marta Krajenta: Gabi, spodobał Ci się Hamburg? Zainspirowało Cię to miejsce?

Gabi Strama: Strasznie tam ładnie i czysto 🙂 a na niektórych budynkach można nawet trafić na sgraffito! Bardzo lubię wspomnienie wspólnego kajakowania kanałem przez dzielnice, w której mieszkałyśmy. Wiecie, że tam można złożyć zamówienie na kawkę albo coś mocniejszego nie wychodząc z kajaku? Bary mają zamontowane okienko z wyjściem na wodę. Urzekające!

Marta Krajenta: Wow! Wpisuję zatem Hamburg na moją listę podróży marzeń. 😉 A czemu zajmujecie się akurat tworzeniem ceramiki? Co Wam daje praca z gliną?

Gabi Strama: Dla mnie to gimnastyka wyobraźni i spora lekcja pokory. Glina uczy cierpliwości i dystansu. Nie możesz się za bardzo nastawiać ani przywiązywać. Nigdy nie wiesz co wyjdzie z pieca. Na tylu etapach coś może pójść nie tak, że po prostu odpuszczasz oczekiwania i nie planujesz. Ja bardzo potrzebowałam tej lekcji. Z natury lubię mieć wszystko zaplanowane, w swojej głowie lubię być zawsze dwa kroki do przodu, a tutaj – uwalniam się od tego myślenia, uczę funkcjonować na nowo.

Gabi Strama w trakcie pracy przed hamburską pracownią Swawole.

Paula Puciłowska: Od zawsze lubiłam tworzyć, być kreatywna. Moim marzeniem było zostać architektem, projektować świat otaczający ludzi. W życiu zawodowym okazało się, że praca architekta niesie sporą dozę monotonii, często jesteśmy częścią większego zespołu, nie zawsze robimy coś kreatywnego, a na rezultaty naszej pracy musimy czekać latami. Jeszcze w czasie studiów, gdy uczęszczałam równolegle na drugi kierunek – wzornictwo na ASP w Gdańsku – miałam pierwszy kontakt z ceramiką. Poznałam ją jako magiczny środek na stres, sposób na wyciszenie za pomocą kreatywności. Zaczęłam śmiało eksperymentować i tworzyć coraz więcej, by lata później równolegle do pracy architekta zacząć prowadzić własne atelier ceramiczne. Jako architekt siedzę głównie przy komputerze, a ceramika to w dużej mierze praca manualna, angażująca fizycznie. Bezpośredni kontakt z tworzywem to miła odskocznia od cyfrowych mediów. Cieszę się, że mogę łączyć swoje doświadczenia z zawodów architekta, projektanta i ceramika, czuję, że pozwala mi to rozwijać spojrzenie na każdy z nich w nietypowy sposób.

Paulina Puciłowska przed pracownią ceramiczną swojej marki Swawole w Hamburgu.

Marta Krajenta: Czym jest dla Was wolność twórcza?

Gabi Strama: Ja jestem w procesie uwalniania od własnych lęków i ograniczeń, czerpania siły z niezależności w tym co robię, jak myślę i kim jestem. Poza tym praca z gliną pozwala na nieskończone możliwości, tam jest jakaś szalona liczba wariantów, ścieżek, nie ma jednej utartej drogi, czy podręcznika, który wszystko ci objaśni. Jest zbyt dużo wypadkowych, których czasem nawet nie da się powtórzyć. To otwiera na szerszą perspektywę i daje mi takiego pozytywnego kopa, dziecięcą radość i ekscytację na to, co dalej.

Paula Puciłowska: Zgadza się! Ceramika zawiera naprawdę nieograniczony zakres możliwości, piękne jest to, że niektórych rezultatów nie powtórzymy, choć byśmy chcieli. Ponadto, trzeba liczyć się z tym, że to, co zaplanowaliśmy, może wyjść zupełnie inaczej, tak jakby materiał prowadził z nami dialog i sam uczestniczył w procesie twórczym, pokazując nam, na co nam pozwoli, a na co nie. Ekscytuje mnie każda próba innego podejścia do tworzenia, drobne modyfikacje w użytej glinie, szkliwie, programie wypału i inne. Znając powszechnie stosowane metody ceramiczne, próbuję je zmieniać, usprawniać, albo sprawdzać, co się stanie, gdy złamię zasady.

Marta Krajenta: Podziwiam Waszą pasję i widzę ją wyraźnie w rezultatach Waszej pracy. Dziękuję za rozmowę.

Pozostały już tylko 2 dostępne wazy, Osoby zainteresowane zakupem prosimy o kontakt bezpośredni: kontakt@flowarthouse.com.

Dodaj komentarz